niedziela, 29 czerwca 2014

Rock and roll

Pamiętam mój pierwszy przystanek Woodstock.
Mój pierwszy Woodstock łączył się także z pierwszą, kiepską wówczas pracą.

Co prawda, wcześniej pracowałem już nie raz, weekendami biegałem z ulotkami, czasem i w tygodniu się zdarzyć tak mogło, remontowałem, malowałem. Niemniej, przed lipcem 2003 r. na tzw. etat jeszcze nie pracowałem.

W lipcu 2003 r. podjąłem pierwszą pracę, po znajomości, na czarno – w zastępstwie za kumpla, co na wakacje się wybierał. Po szybkim przysposobieniu zostałem operatorem wtryskarki wysokociśnieniowej. Przez 30 dni dojeżdżałem do jednej z podłódzkich miejscowości, gdzie w oparach polipropylenu, w temperaturze tropikalnej, produkowałem elementy plastikowe. Z lepszym bądź z gorszym skutkiem powielałem wyżłobioną w metalu określoną formę, określony kształt.

Przez 8-11 godzin wykonywałem czynności powtarzalne (wajcha w dół, wajcha w bok, wajcha w górę), wpół powtarzalne (dosypywanie materiału) i niepowtarzalne (np. w czasie braku dostaw prądu strzelanie ze śrutówki do celu).
Pod koniec miesiąca szczerze przeklinałem już tę robotę. W domu nie było mnie 12-14 godzin. Gdy wracałem, padałem. Czasem wpadli znajomi. Weekendami czasem ja do nich. Czułem się jednak jak zbity, samotny pies.

Niemniej, w końcu przyszedł ten moment, w którym wszelkie maszyny oglądałem na jakiś czas po raz ostatni. Przyjąłem to z ulgą, choć z późniejszymi zajęciami też bywało przeróżnie.

W każdym razie na przełomie lipca i sierpnia pojechaliśmy. Z kumplami z osiedla, a było nas trzech.
Wcześniej przygotowaliśmy wielką flagę. Na czarnym tle narysowaliśmy duży napis Łódź + biały kontur fabryki. Nasze ksywy. Data. Uśmiechnięte „gumki”.

Na miejscu okazało się, że wszystkie flagi były kolorowe – dzięki łódzkiej czarno-bieli nasza była oryginalna.

Na Przystanek jechaliśmy woodstockowym pociągiem. Bydlęcy, przeładowany skład. Kolorowy i sympatyczny. Momentami jednak irytujący. Pijany. Pozytywny. Wolny. (Nie)bezpieczny. Niedaleko naszej lokalizacji w wagonie jechała grupa punkoli. Chłopaki przez całą drogę darli się niszcz faszyzm, niszcz faszyzm. W wielu godzinach końcu stawało się to nieznośne.
Po blisko 12 godzinnej podróży byliśmy na miejscu. Szybko rozbiliśmy namiot i poszliśmy zmęczeni spać. Rano okazało się, że wokół wyrosła cała masa namiotów. Ci, co dojeżdżali po nas, nie mieli już szans upchnąć się tak blisko sceny, jak my.

Warto dodać, że zbudziło nas wycie punkoli z pociągu. Los chciał, że na kilkuhektarowym polu rozbili się niedaleko nas.

Przystanek zrobił na mnie duże wrażenie. Ludzie – otwarci, życzliwi. Z wieloma można było pogadać ot tak. Różnorodni i inspirujący. Bardzo kolorowo. Słonecznikowe drogi. Widoki niecodzienne. Niebanalnie.

Koncerty. Praktycznie pierwsze w życiu tak duże. Niesamowita moc. Wymiana energii, pewna wspólnotowość.
Wyczekany wówczas występ Huntera. Czy wręcz zjawiskowy koncert Sweet Noise, ciągle w mojej pamięci, na tle wielu - jeden z lepszych, na którym byłem.

Na tym i na kolejnych, przystankach (gdzie nieczęsto już później bywałem) było coś wzruszającego. Widok zachodzącego słońca nad festiwalem. Scena przechodząca z tła kolorowych chmur w ciemność tylko po to, by przez całą noc rozświetlać się całą masą świateł. Wspomniana wspólnotowość. Radość z muzyki.

Te dni (oraz kolejne wakacyjne) wynagrodziły moją ówczesną, pierwszą pracę.

Po ponad 10 latach patrzę na to różnie. Sporo było naiwności i głupoty młodzieńczej w owych czasach. Ale i nie mało jednak szczerej fascynacji muzyką, siłą, energią. Czegoś, co i uczy. Uczy mądrze, pewnie żyć. Myśleć poza schematem.

Za moment jadę na zupełnie inny festiwal (choć Woodstockowi ostatniego słowa nie powiedziałem). Zupełnie inna filozofia jego. Zupełnie inny i ja.

I mimo tych odmienności - ta radość, to podekscytowanie, podniecenie przedfestiwalowe podobne, jak dawniej.

Dziś podróży pociągiem woodstockowym mógłbym już nie przeżyć ;)
Ale, z pewnością dzięki i tamtym czasom, wyzwoli się za moment to, o czym może zapominam na co dzień.

Wyzwoli się rock and roll!















Łukasz Orzechowski

1 komentarz :

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...