niedziela, 26 października 2014

Kraków

Zdarza się wykonywać czynności powtarzane.

Kawę, herbatę zdarza się robić co dzień.
Do książki/filmu wracać.
Zakochiwać się po raz wtóry i co dzień w tej samej osobie.

Zdarza się wreszcie jeździć w te same miejsca, od lat.

Od kilku lat jesiennie podróżuję. Podróżuję tradycyjnie na targi książki, m.in. do Krakowa.
Kraków powtarzalnie jest wyjątkowy. Nawet jesienny, nieco zachmurzony, płaczliwy, chłodnawy – przyciąga.

Od lat odbywają się tu Targi Książki. To już pełnoletnia impreza – w tym roku dzieje się po raz 18.
A po raz pierwszy ze statusem międzynarodowym.
Odbywa się w nowym miejscu, w nowej hali, ulokowanej pomiędzy elektrociepłownią a pustostanem. Zwłaszcza, przy zachmurzonym niebie, sprawia to przygnębiające wrażenie. A odległość od czegokolwiek cywilizacyjnego to zgrzyt.

Nowohucki krajobraz. 

Choć przynajmniej - oswojony - przez około 60 tys. miłośników książek, którzy przeszli przez teren Targów.


***

Wyjazd tu to dla mnie miła odskocznia. Inna przestrzeń. Znajome twarze. Mnogość wszystkiego i wszystkich. Szczęśliwie lub nie – jednak do ogarnięcia.

Kraków działa inspirująco.
Jest tu czas na wyciszenie. I czas na zachwyt.
A podczas Targów Książki tutejszych znajdzie się także czas na dyskusję - wokół książki.

Taki też krakowski - jest ten tekst.

***

Moje Wydawnictwo na tle innych targowych to maleństwo. 6 metrów powierzchni. Niewiele ponad sto tytułów. Niskonakładowych. Naukowych. Jednak w grupie raźniej. A grupa spora.
Wśród masy wydawnictw nie brakuje tych naukowych – uczelnianych. Z misją.
Kaganek oświaty i te sprawy.

Nie kaganiec (zasłyszane z autobusu - kaganiec oświaty. Może chodziło o cenzurę?)

Wydawnictwa te trzymają się razem.

Wspólnie walczymy. Negocjujemy nasze sprawy. Załatwiamy. Sympatycznie i z życzliwością.
Lubię to.

W tle różnych zdarzeń są i debaty. Dyskusje.
Na jednej z ich dowiedziałem się, że wg badań raptem
20% klientów księgarń wie, czego chce

Wie, po co przychodzi. Cała reszta – działa impulsywnie.
A impuls wiadomo – kolor, hałas, krzyk z witryny. Promocja.

Seks Jaruzuelskiego i jego kochanki – najlepiej w  promocyjnej cenie z podtytułem, – nieopublikowane zapiski dziennika skromnej komunistki – lub – jeszcze lepiej – opozycjonistki – to byłby tytuł. Byłby temat. Impuls.

Moimi tytułami trzeba walczyć jednak inaczej.
Na tej samej debacie dowiedziałem się, by księgarze (jeśli chcą funkcjonować) przenosili swoją działalność handlową i kulturotwórczą do centrów handlowych. Dla pojedynczych podmiotów gospodarczych pomysł nierealny. Dla sieciówek - jak pokazuje praktyka – całkiem trafny.

Czy zatem stanie się w końcu nierealne księgarstwo tradycyjne. Księgarstwo po prostu?

***

W tle tych debat krąży temat tzw. ustawy francuskiej,
regulującej ceny książek.

Wszędzie miałaby kosztować tyle samo, za wyjątkiem kilku, ścisłe określonych sytuacji (np. na targach klient miałby okazję nabyć książkę z 15% rabatem). Cel – ochrona niesieciowych księgarń oraz zwiększenie poziomu czytelnictwa.

Potencjalny czytelnik miałby być wabiony poziomem merytorycznym pracowników księgarni, jej ofertą, klimatem, nie zaś ceną.

Pomysł tyleż, co dobry w teorii, w praktyce – niepraktyczny. Bo okaże się, że owszem – w sieciówie czy w księgarni niewielkiej tytuł x będzie kosztował tyle samo. Ale w tej pierwszej klient kupując książkę otrzymać może rabat na płytę CD, jakiś miły gadżet, zniżkę lojalnościową na kolejne zakupy.

Będzie to możliwe, bo to cena detaliczna ma być równa, nie zaś hurtowa – w praktyce w nowych warunkach – decydująca w dużym stopniu o przewadze konkurencyjnej mocniejszych podmiotów.

Odnoszę wrażenie, że proponowane rozwiązania niewiele pomogą małym księgarzom.
A może i czytelnikom zaszkodzą.

To wspomniane 20% osób, które przychodzą do księgarń wiedząc, czego chce – być może to odsetek tych, którzy mogą pozwolić sobie na planowy zakup książki? Pozostała zaś cześć – może rozeznaje aktualne promocje? I pod wpływem ceny – rzeczywiście działa impulsywnie.

Nie wiem, czy tak jest. Nie znam też metodologii badania. Niemniej – nie jest powiedziane, że sztywne ceny książek, zwłaszcza, jeśli te będą wysoko kalkulowane, zniechęcą czytelników.

***

Nieduży wydawcy akademiccy działają wspólnie.

Księgarze – z pewnością też przyjmują wspólny front, choć nie wiem, jak bardzo skutecznie i konsekwentnie realizują swoją politykę.
Powinni naciskać, by nazywać rzeczy po imieniu. Ściśle określić, czym jest księgarnia. Tj. pozostawić tam wyłącznie książki. Oferować rzetelną wiedzę pracowników. Pasję załogi. Kulturotwórczą funkcję spełniać.  Wówczas może ustawa o jednolitej cenie książki może miała by sens i spełniłaby pokładane w niej nadzieje?











Łukasz Orzechowski















środa, 1 października 2014

Niepokojąca współczesność

Pod koniec wakacji miałem okazję obejrzeć Odyseję kosmiczną 2001, po raz pierwszy na srebrnym ekranie. O tym, że jest to zjawisko, przekonywać nie trzeba. To jeden z tych obrazów. Po prostu tych.

Część pierwsza filmu poświęcona jest początkom ludzkości. Widzimy człekokształtne istoty zajadle walczące między sobą, o siebie. Istoty prymitywne i bojaźliwe, lękające się przyrody, dzikich zwierząt, śmierci; pełne troski o potomstwo, o swoich.
Po ludzku -  są nam bliskie

Przełom rozwojowy nadchodzi wraz pojawieniem się monolitu -  wczesnej ludzkości objawia się prostopadłościan, ciemny, grafitowy, matematycznie doskonały, ponadczasowy, spójny z tym, co tam na górze, choć znajduje się tu - na ziemi.
Po zetknięciu się z tym cudem następuje przemiana. Jeden z przedstawicieli praczłowieka odkrywa pierwsze prymitywne narzędzie - uczy posługiwać się kością. Rozłupuje nią inne kości. Używa przy polowaniu. Używa w  w walce.

Kolejne epizody pokazują już zupełnie inne miejsce człowieka.

Tym razem jest jest on świadomym zdobywcą kosmosu. Technologicznie przekracza granice. Bada i zdobywa nieskończone światy.

Na księżycu odnajduje przypadkiem monolit. Taki sam, który przemienił praczłowieka. Podobnie, jak przed tysiącami lat, obiekt budzi  zdumienie i jest zupełnie niezrozumiały. Zachowanie i podekscytowanie ludzi niewiele odbiegają od reakcji ich protoplastów.

Monolit wysyła sygnał ciągły w stronę Saturna, za którym podążają ludzie - wyrusza międzyplanetarna wyprawa. Podczas niej człowiek staje poniekąd twarzą w twarz z samym sobą. Konfrontuje się z superkomputerem, który kieruje misją. Hal 9000 to doskonalsze wcielenie ludzkości. Obdarzony jest sztuczną inteligencją, indywidualną osobowością, poczuciem jestestwa.

I mimo wszystko popełnia błąd. Popada w obłęd, wariuje. Zabija ludzi.

Później okazuje się, że oszalał, ponieważ nakazano mu kłamać. A tego nie potrafił. Nie rozumiał. W końcu sam zginął, został unicestwiony przez jedyną ocalałą z załogi osobę, Davida Bowmana, kapitana statku. Doleciał on do celu podróży i pod wpływem obcej siły stał się zalążkiem czegoś doskonalszego, co w kolejnej części - Odysei 2010 (reż. P. Hyams) 
uratowało ludzkość przed zimnowojenną zagładą.

Jest w tej historii coś niepokojącego.

***

Oglądając film odnosi się wrażenie, że wszystko jest nierealne. 

Przeszłość jest tak zamierzchła, że prawie poza czasem, zaś przyszłość tak doskonała, że aż nadto odległa, by znając realia współczesności  przyjąć ją za swoją, spodziewaną.

W tych dwóch różnych światach człowiek chce żyć.
Chce zdobywać nowe światy. Dla praczłowieka novum była przestrzeń, woda, ląd. Później - wyzwaniem stał się wszechświat cały. Jeden i drugi człowiek - lękają się śmierci. Tak samo, obaj troszczą się o najbliższych. O swoich kochanych.

Obojgu brakuje pokory - ten pierwszy z podniesiona głową ruszy na podbój plemienia obok, ten drugi wcieli się w twórcę sztuczniej inteligencji naśladującej rozumowanie człowieka.
Wreszcie - ci sami ludzie walczą. Między sobą. Praczłowiek zatłucze swojego pobratymca. 
Człowiek Odysei spiskując - pośrednio też zabije. 

W tych nierealnych światach Kubrick realnie naszkicował naturę człowieka. 

Naturę niezmienną. Nie ulega ona ewolucji od prymitywnej formy, ani pod wpływem intelektualnego rozwoju, ani wskutek działania postępu. Co najwyżej czynniki te dodają jej tylko stosowny i powierzchowny szlif. 

*** 
Nie raz wspominałem, że historia nie jest nauczycielką życia, że mimo wszelkich analogii nie jest i powtarzalna. Zawsze są różne konteksty nadające nowy sens podobnym wydarzeniom, procesom, pozwalające im istnieć i funkcjonować w kolejnych nowych odsłonach. Czasem jest to wtórne dobro, częściej jednak - jakby zło. Bardzo chciałbym, by tak nie było.

Tymczasem jednak współczesność mnie niepokoi, jak nigdy.

Jakby coś wisiało w powietrzu. Jakby coś wydarzyć się miało. Niepokoi mnie wojna na Ukrainie.  Niepokoi mnie Islam. Niepokoi mnie wirus eboli. Potencjalna jego inwazja terrorystyczna na świat. Niepokoi mnie Internet i jego moce. Niepokoją mnie ludzie.

Najbardziej niepokoi mnie to, że zawodzi wiara. 

Wiara w postęp. W rozwój, który miałby moc zmienić ludzkość. Zaprowadzić do pokoju. Wyzbyć z niej najbrutalniejsze instynkty, które czasem kryją się za wyrachowaniem. 

Niepokoi to, że wydaje się, że Kubrick szczególnie w tym aspekcie się nie pomylił - że człowiek nigdy się nie zmieni, niezależnie, czy jest u początku swojej drogi dziejowej, czy też już na bardzo zaawansowanym jej etapie. 

W Odysei 2010 ratunek i opamiętanie ludzkości przyniosła dopiero obca siła. 



Niepokojąca współczesność







Łukasz Orzechowski

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...