Zdarza się wykonywać czynności powtarzane.
Kawę, herbatę zdarza się robić co dzień.
Do książki/filmu wracać.
Zakochiwać się po raz wtóry i co dzień w tej samej osobie.
Zdarza się wreszcie jeździć w te same miejsca, od lat.
Od kilku lat jesiennie podróżuję. Podróżuję tradycyjnie na targi książki, m.in. do Krakowa.
Kraków powtarzalnie jest wyjątkowy. Nawet jesienny, nieco zachmurzony, płaczliwy, chłodnawy – przyciąga.
Od lat odbywają się tu Targi Książki. To już pełnoletnia impreza – w tym roku dzieje się po raz 18.
A po raz pierwszy ze statusem międzynarodowym.
Odbywa się w nowym miejscu, w nowej hali, ulokowanej pomiędzy elektrociepłownią a pustostanem. Zwłaszcza, przy zachmurzonym niebie, sprawia to przygnębiające wrażenie. A odległość od czegokolwiek cywilizacyjnego to zgrzyt.
Nowohucki krajobraz.
Choć przynajmniej - oswojony - przez około 60 tys. miłośników książek, którzy przeszli przez teren Targów.
***
Wyjazd tu to dla mnie miła odskocznia. Inna przestrzeń. Znajome twarze. Mnogość wszystkiego i wszystkich. Szczęśliwie lub nie – jednak do ogarnięcia.
Kraków działa inspirująco.
Jest tu czas na wyciszenie. I czas na zachwyt.
A podczas Targów Książki tutejszych znajdzie się także czas na dyskusję - wokół książki.
Taki też krakowski - jest ten tekst.
***
Moje Wydawnictwo na tle innych targowych to maleństwo. 6 metrów powierzchni. Niewiele ponad sto tytułów. Niskonakładowych. Naukowych. Jednak w grupie raźniej. A grupa spora.
Wśród masy wydawnictw nie brakuje tych naukowych – uczelnianych. Z misją.
Kaganek oświaty i te sprawy.
Nie kaganiec (zasłyszane z autobusu - kaganiec oświaty. Może chodziło o cenzurę?)
Wydawnictwa te trzymają się razem.
Wspólnie walczymy. Negocjujemy nasze sprawy. Załatwiamy. Sympatycznie i z życzliwością.
Lubię to.
W tle różnych zdarzeń są i debaty. Dyskusje.
Na jednej z ich dowiedziałem się, że wg badań raptem
20% klientów księgarń wie, czego chce.
Wie, po co przychodzi. Cała reszta – działa impulsywnie.
A impuls wiadomo – kolor, hałas, krzyk z witryny. Promocja.
Seks Jaruzuelskiego i jego kochanki – najlepiej w promocyjnej cenie z podtytułem, – nieopublikowane zapiski dziennika skromnej komunistki – lub – jeszcze lepiej – opozycjonistki – to byłby tytuł. Byłby temat. Impuls.
Moimi tytułami trzeba walczyć jednak inaczej.
Na tej samej debacie dowiedziałem się, by księgarze (jeśli chcą funkcjonować) przenosili swoją działalność handlową i kulturotwórczą do centrów handlowych. Dla pojedynczych podmiotów gospodarczych pomysł nierealny. Dla sieciówek - jak pokazuje praktyka – całkiem trafny.
Czy zatem stanie się w końcu nierealne księgarstwo tradycyjne. Księgarstwo po prostu?
***
W tle tych debat krąży temat tzw. ustawy francuskiej,
regulującej ceny książek.
Wszędzie miałaby kosztować tyle samo, za wyjątkiem kilku, ścisłe określonych sytuacji (np. na targach klient miałby okazję nabyć książkę z 15% rabatem). Cel – ochrona niesieciowych księgarń oraz zwiększenie poziomu czytelnictwa.
Potencjalny czytelnik miałby być wabiony poziomem merytorycznym pracowników księgarni, jej ofertą, klimatem, nie zaś ceną.
Pomysł tyleż, co dobry w teorii, w praktyce – niepraktyczny. Bo okaże się, że owszem – w sieciówie czy w księgarni niewielkiej tytuł x będzie kosztował tyle samo. Ale w tej pierwszej klient kupując książkę otrzymać może rabat na płytę CD, jakiś miły gadżet, zniżkę lojalnościową na kolejne zakupy.
Będzie to możliwe, bo to cena detaliczna ma być równa, nie zaś hurtowa – w praktyce w nowych warunkach – decydująca w dużym stopniu o przewadze konkurencyjnej mocniejszych podmiotów.
Odnoszę wrażenie, że proponowane rozwiązania niewiele pomogą małym księgarzom.
A może i czytelnikom zaszkodzą.
To wspomniane 20% osób, które przychodzą do księgarń wiedząc, czego chce – być może to odsetek tych, którzy mogą pozwolić sobie na planowy zakup książki? Pozostała zaś cześć – może rozeznaje aktualne promocje? I pod wpływem ceny – rzeczywiście działa impulsywnie.
Nie wiem, czy tak jest. Nie znam też metodologii badania. Niemniej – nie jest powiedziane, że sztywne ceny książek, zwłaszcza, jeśli te będą wysoko kalkulowane, zniechęcą czytelników.
***
Nieduży wydawcy akademiccy działają wspólnie.
Księgarze – z pewnością też przyjmują wspólny front, choć nie wiem, jak bardzo skutecznie i konsekwentnie realizują swoją politykę.
Powinni naciskać, by nazywać rzeczy po imieniu. Ściśle określić, czym jest księgarnia. Tj. pozostawić tam wyłącznie książki. Oferować rzetelną wiedzę pracowników. Pasję załogi. Kulturotwórczą funkcję spełniać. Wówczas może ustawa o jednolitej cenie książki może miała by sens i spełniłaby pokładane w niej nadzieje?
Łukasz Orzechowski
Kawę, herbatę zdarza się robić co dzień.
Do książki/filmu wracać.
Zakochiwać się po raz wtóry i co dzień w tej samej osobie.
Zdarza się wreszcie jeździć w te same miejsca, od lat.
Od kilku lat jesiennie podróżuję. Podróżuję tradycyjnie na targi książki, m.in. do Krakowa.
Kraków powtarzalnie jest wyjątkowy. Nawet jesienny, nieco zachmurzony, płaczliwy, chłodnawy – przyciąga.
Od lat odbywają się tu Targi Książki. To już pełnoletnia impreza – w tym roku dzieje się po raz 18.
A po raz pierwszy ze statusem międzynarodowym.
Odbywa się w nowym miejscu, w nowej hali, ulokowanej pomiędzy elektrociepłownią a pustostanem. Zwłaszcza, przy zachmurzonym niebie, sprawia to przygnębiające wrażenie. A odległość od czegokolwiek cywilizacyjnego to zgrzyt.
Nowohucki krajobraz.
Choć przynajmniej - oswojony - przez około 60 tys. miłośników książek, którzy przeszli przez teren Targów.
***
Wyjazd tu to dla mnie miła odskocznia. Inna przestrzeń. Znajome twarze. Mnogość wszystkiego i wszystkich. Szczęśliwie lub nie – jednak do ogarnięcia.
Kraków działa inspirująco.
Jest tu czas na wyciszenie. I czas na zachwyt.
A podczas Targów Książki tutejszych znajdzie się także czas na dyskusję - wokół książki.
Taki też krakowski - jest ten tekst.
***
Moje Wydawnictwo na tle innych targowych to maleństwo. 6 metrów powierzchni. Niewiele ponad sto tytułów. Niskonakładowych. Naukowych. Jednak w grupie raźniej. A grupa spora.
Wśród masy wydawnictw nie brakuje tych naukowych – uczelnianych. Z misją.
Kaganek oświaty i te sprawy.
Nie kaganiec (zasłyszane z autobusu - kaganiec oświaty. Może chodziło o cenzurę?)
Wydawnictwa te trzymają się razem.
Wspólnie walczymy. Negocjujemy nasze sprawy. Załatwiamy. Sympatycznie i z życzliwością.
Lubię to.
W tle różnych zdarzeń są i debaty. Dyskusje.
Na jednej z ich dowiedziałem się, że wg badań raptem
20% klientów księgarń wie, czego chce.
Wie, po co przychodzi. Cała reszta – działa impulsywnie.
A impuls wiadomo – kolor, hałas, krzyk z witryny. Promocja.
Seks Jaruzuelskiego i jego kochanki – najlepiej w promocyjnej cenie z podtytułem, – nieopublikowane zapiski dziennika skromnej komunistki – lub – jeszcze lepiej – opozycjonistki – to byłby tytuł. Byłby temat. Impuls.
Moimi tytułami trzeba walczyć jednak inaczej.
Na tej samej debacie dowiedziałem się, by księgarze (jeśli chcą funkcjonować) przenosili swoją działalność handlową i kulturotwórczą do centrów handlowych. Dla pojedynczych podmiotów gospodarczych pomysł nierealny. Dla sieciówek - jak pokazuje praktyka – całkiem trafny.
Czy zatem stanie się w końcu nierealne księgarstwo tradycyjne. Księgarstwo po prostu?
***
W tle tych debat krąży temat tzw. ustawy francuskiej,
regulującej ceny książek.
Wszędzie miałaby kosztować tyle samo, za wyjątkiem kilku, ścisłe określonych sytuacji (np. na targach klient miałby okazję nabyć książkę z 15% rabatem). Cel – ochrona niesieciowych księgarń oraz zwiększenie poziomu czytelnictwa.
Potencjalny czytelnik miałby być wabiony poziomem merytorycznym pracowników księgarni, jej ofertą, klimatem, nie zaś ceną.
Pomysł tyleż, co dobry w teorii, w praktyce – niepraktyczny. Bo okaże się, że owszem – w sieciówie czy w księgarni niewielkiej tytuł x będzie kosztował tyle samo. Ale w tej pierwszej klient kupując książkę otrzymać może rabat na płytę CD, jakiś miły gadżet, zniżkę lojalnościową na kolejne zakupy.
Będzie to możliwe, bo to cena detaliczna ma być równa, nie zaś hurtowa – w praktyce w nowych warunkach – decydująca w dużym stopniu o przewadze konkurencyjnej mocniejszych podmiotów.
Odnoszę wrażenie, że proponowane rozwiązania niewiele pomogą małym księgarzom.
A może i czytelnikom zaszkodzą.
To wspomniane 20% osób, które przychodzą do księgarń wiedząc, czego chce – być może to odsetek tych, którzy mogą pozwolić sobie na planowy zakup książki? Pozostała zaś cześć – może rozeznaje aktualne promocje? I pod wpływem ceny – rzeczywiście działa impulsywnie.
Nie wiem, czy tak jest. Nie znam też metodologii badania. Niemniej – nie jest powiedziane, że sztywne ceny książek, zwłaszcza, jeśli te będą wysoko kalkulowane, zniechęcą czytelników.
***
Nieduży wydawcy akademiccy działają wspólnie.
Księgarze – z pewnością też przyjmują wspólny front, choć nie wiem, jak bardzo skutecznie i konsekwentnie realizują swoją politykę.
Powinni naciskać, by nazywać rzeczy po imieniu. Ściśle określić, czym jest księgarnia. Tj. pozostawić tam wyłącznie książki. Oferować rzetelną wiedzę pracowników. Pasję załogi. Kulturotwórczą funkcję spełniać. Wówczas może ustawa o jednolitej cenie książki może miała by sens i spełniłaby pokładane w niej nadzieje?
Łukasz Orzechowski