Bywam sentymentalny.
Wracam czasem myślami do neonu z Centralu w Łodzi.
Nieraz dźwięki przywołują wspomnienia. Mam i swój nowy rok.
A - i swoją książkę z dzieciństwa.
Korzystając z urlopowego czasu wziąłem się za wszelkie sprawunki, które na co dzień zdarza się mi zaniedbywać. Przetrzepałem m.in biblioteczkę, przeczyściłem kurze, zaniepokoiłem roztocza, dotarłem do najstarszych książek.
Okazało się, że wśród nich był diabełek.
Diabełek Rokita
Rokiś jest postacią skrupulatnie opisaną przez Joannę Papuzińską - autorkę wielu wydawnictw dla dzieci. Ta "bestia" z ludowych podań zagościła u niej w wyobraźni, z wyobraźni wskoczyła do pióra, a z pióra - dalej - na papier hop.
Efektem tego stały się książeczki opisujące przygody, sympatycznego, choć - bądź co bądź - diabełka.
I znając jego usposobienie - jestem niemalże na 100% pewien, że proces twórczy wyglądał tak, jak go wyżej opisałem - Rokiś hasał.
W mojej biblioteczce uchowało się wydanie z 1988 r. pod wdzięcznym tytułem:
Rokiś. A gdzie ja się, biedniuteński, podzieję.
To książka, którą czytała mi moja Mama. Pamiętam, że domagałem się tego zawzięcie.
Później czytałem ją już i sam.
Po latach z przyjemnością przekartkowałem Rokisia. Byłem ciekawy, co mnie w nim mogło za dzieciaka zachęcać. Bo szczerze przyznam - przygód sympatycznego diabełka nie pamiętałem.
W pierwszej chwili zaskoczony byłem ascetyczną formą książki. Żadnych prawie obrazków. Nic szczególnego.
Tylko wyobraźnia. I aż wyobraźnia.
Oczywiście, na kartkowaniu się nie skończyło. I tak oto, w dwa wieczory, przeczytałem przygody poczciwca z dzieciństwa.
Na początku padłem śmiechem. Pierwszy rozdział nosi tytuł
Dziwne skutki budowy autostrad,
czyli o tym, jak tata siedział na wierzbie
Przypomnę, że mamy rok 1988 r. Zaś tytuł, (przynajmniej jego część pierwsza) przez lata mógł być pigułą absurdu lub żartem towarzyskim.
Co lepsze - w obecnych realiach - on ciągle może tym być.
Słowo wyjaśnienia - Rokiś zamieszkiwał wierzby, co przy drodze rosły. Wierzby te, z uwagi na budowę autostrad, wycinane były. Biedak - nie miał, gdzie się podziać. Spotkał wymienionego tatę, któremu skrył się w teczce. I tak Rokita trafił do miasta, gdzie poznawał uroku ludzkiego życia z Kaśką, która - zdaje się - momentami opowiada nam historię.
Przygody Rokity i bawią, i śmieszą.
Jednak - nie są naiwne. Czytelnik traktowany jest poważnie. Nie ma tu banalnych, przesłodzonych treści. Są opowieści z pogranicza rzeczywistości i innego świata.
Wszystkie jednak sprowadzają się dobra.
Do sprawiedliwości, którą to sprawiedliwość i figlarz Rokita rozumie. Mimo przekorności, akceptuje i propaguje. Mimo, że to diabeł.
Wśród przygód rokisiowych nie brakuje odniesień do przywar ludzkich. Nałogów. Czy do takich powtarzalnych charakterów, co czasem bawią lub złoszczą albo inspirują - co zawsze, w każdych czasach - są. Nie brakuje i odniesień do historii oraz, co oczywiste, do magii. Wszystko podane z wspomnianym humorem, jakby przez świetnego kumpla z dzieciństwa. Takiego, co na trzepak łaził i do sadu skakał.
Bo Rokiś - kumpelski się wydaje. Nie moralizuje. I on nie jest przesadnie moralizowany. Ma coś w sobie takiego, co sprawia, że każdy dzieciak chciałby go właśnie za kumpla mieć. I pewnie przez to tak trafiał w gusta dzieciaków. On i jego przygody. Wbrew diabelskim pozorom - wiele ucząc.
Ciekawe, czy dziś działa podobnie?
Książka wpadła mi w ręce przypadkiem, dzięki czemu odświeżyłem sobie chwile, mniej więcej sprzed ćwierćwiecza. Przedziwne z jednej strony uczucie.
***
Zupełnie niedawno miałem okazję spotkać panią Joannę Papuzińską. Szkoda, że nie skojarzyłem jej od ręki z Rokisiem. Może będzie jeszcze okazja?
Wówczas i podziękuję.
A myślę też, że uśmiejemy się także z przedziwnych skutków budowy autostrad - występujących zarówno wtedy, jak i dziś.
Łukasz Orzechowski
Wracam czasem myślami do neonu z Centralu w Łodzi.
Nieraz dźwięki przywołują wspomnienia. Mam i swój nowy rok.
A - i swoją książkę z dzieciństwa.
Korzystając z urlopowego czasu wziąłem się za wszelkie sprawunki, które na co dzień zdarza się mi zaniedbywać. Przetrzepałem m.in biblioteczkę, przeczyściłem kurze, zaniepokoiłem roztocza, dotarłem do najstarszych książek.
Okazało się, że wśród nich był diabełek.
Diabełek Rokita
Rokiś jest postacią skrupulatnie opisaną przez Joannę Papuzińską - autorkę wielu wydawnictw dla dzieci. Ta "bestia" z ludowych podań zagościła u niej w wyobraźni, z wyobraźni wskoczyła do pióra, a z pióra - dalej - na papier hop.
Efektem tego stały się książeczki opisujące przygody, sympatycznego, choć - bądź co bądź - diabełka.
I znając jego usposobienie - jestem niemalże na 100% pewien, że proces twórczy wyglądał tak, jak go wyżej opisałem - Rokiś hasał.
W mojej biblioteczce uchowało się wydanie z 1988 r. pod wdzięcznym tytułem:
Rokiś. A gdzie ja się, biedniuteński, podzieję.
To książka, którą czytała mi moja Mama. Pamiętam, że domagałem się tego zawzięcie.
Później czytałem ją już i sam.
Po latach z przyjemnością przekartkowałem Rokisia. Byłem ciekawy, co mnie w nim mogło za dzieciaka zachęcać. Bo szczerze przyznam - przygód sympatycznego diabełka nie pamiętałem.
W pierwszej chwili zaskoczony byłem ascetyczną formą książki. Żadnych prawie obrazków. Nic szczególnego.
Tylko wyobraźnia. I aż wyobraźnia.
Oczywiście, na kartkowaniu się nie skończyło. I tak oto, w dwa wieczory, przeczytałem przygody poczciwca z dzieciństwa.
Na początku padłem śmiechem. Pierwszy rozdział nosi tytuł
Dziwne skutki budowy autostrad,
czyli o tym, jak tata siedział na wierzbie
Przypomnę, że mamy rok 1988 r. Zaś tytuł, (przynajmniej jego część pierwsza) przez lata mógł być pigułą absurdu lub żartem towarzyskim.
Co lepsze - w obecnych realiach - on ciągle może tym być.
Słowo wyjaśnienia - Rokiś zamieszkiwał wierzby, co przy drodze rosły. Wierzby te, z uwagi na budowę autostrad, wycinane były. Biedak - nie miał, gdzie się podziać. Spotkał wymienionego tatę, któremu skrył się w teczce. I tak Rokita trafił do miasta, gdzie poznawał uroku ludzkiego życia z Kaśką, która - zdaje się - momentami opowiada nam historię.
Przygody Rokity i bawią, i śmieszą.
Jednak - nie są naiwne. Czytelnik traktowany jest poważnie. Nie ma tu banalnych, przesłodzonych treści. Są opowieści z pogranicza rzeczywistości i innego świata.
Wszystkie jednak sprowadzają się dobra.
Do sprawiedliwości, którą to sprawiedliwość i figlarz Rokita rozumie. Mimo przekorności, akceptuje i propaguje. Mimo, że to diabeł.
Wśród przygód rokisiowych nie brakuje odniesień do przywar ludzkich. Nałogów. Czy do takich powtarzalnych charakterów, co czasem bawią lub złoszczą albo inspirują - co zawsze, w każdych czasach - są. Nie brakuje i odniesień do historii oraz, co oczywiste, do magii. Wszystko podane z wspomnianym humorem, jakby przez świetnego kumpla z dzieciństwa. Takiego, co na trzepak łaził i do sadu skakał.
Bo Rokiś - kumpelski się wydaje. Nie moralizuje. I on nie jest przesadnie moralizowany. Ma coś w sobie takiego, co sprawia, że każdy dzieciak chciałby go właśnie za kumpla mieć. I pewnie przez to tak trafiał w gusta dzieciaków. On i jego przygody. Wbrew diabelskim pozorom - wiele ucząc.
Ciekawe, czy dziś działa podobnie?
Książka wpadła mi w ręce przypadkiem, dzięki czemu odświeżyłem sobie chwile, mniej więcej sprzed ćwierćwiecza. Przedziwne z jednej strony uczucie.
***
Zupełnie niedawno miałem okazję spotkać panią Joannę Papuzińską. Szkoda, że nie skojarzyłem jej od ręki z Rokisiem. Może będzie jeszcze okazja?
Wówczas i podziękuję.
A myślę też, że uśmiejemy się także z przedziwnych skutków budowy autostrad - występujących zarówno wtedy, jak i dziś.
Łukasz Orzechowski