niedziela, 1 listopada 2015

98

Są czasem takie wydarzenia, które aż kuszą, prowokują do wspomnień.

Lubię wspominać, nie lubię żałować. Choć czasem wspominam z żalem. Lub sentymentem.
Jak wesołe miasteczko, co zawsze, w rok w rok rozbija się na moim osiedlu, jak neonową parę z Centralu, która wraz z Jeanem Michelem Jarem miała w sobie coś niepokojącego, jak wreszcie - bardzo świeży temat - linię autobusową numer 98, która własnie zakończyła swój ostatni kurs w takim kształcie, jaki działał (z grubsza) przez ostatnie ćwierćwiecze. 

Gdy wiele lat temu, (25 jakieś!) wprowadzałem się na Olechów, to przypominało to podbój ziemi. niczyjej. Zasiedlanie pierwszych bloków miało w sobie coś magicznego - wyobrażałem sobie, że kolonizujemy nowy świat, że z czasem wszystko spięknieje, dobuduje się, ale że to my - pionierzy - jesteśmy wyjątkowi. Że przed nami wiele zasług.

Jako dzieciak mogłem tak myśleć. Pierwszy raz widziałem mój blok jeszcze przed oddaniem go do użytkowania - tylko z zewnątrz - klatki schodowe były na krzyż zabite dechami, zaś swoje przyszłe "M" podziwiało się po prostu z poziomu kałuży. Osiedle z tamtych czasów w przenośni i w praktyce było w proszku. Kojarzę dobrze te nowe, zapylone mieszkania, charakterystyczny zapach niedawno otynkowanych/wybielonych ścian, pierwsze kąpiele w łazienkach z bieżącą ciepłą wodą, gdy już było można do mieszkań wejść oraz wszechobecne wykopy i hałdy ziemi. I olbrzymie kałuże błotno-piaskowe.
No i żurawie. Żurawie też były i sunęły po specjalnie dla nich zrobionych szynach. I były takie - betonowe ringi - dużo ich wszędzie było.

Tak - byliśmy pionierami tej ziemi.

Jednymi z wielu. Na Olechów przeprowadziliśmy się z Targowej. Jeśli szukać wspólnych mianowników z słynną filmówką (nazwa ponoć źle w środowisku odbierana), to mógłbym powiedzieć tylko, że B. Linda się mylił - tam oprócz meneli było trochę cwaniaków, panów z wąsem, ludu pracującego i szczęśliwych ludzi. A poza tym - vis-a-vis mojego mieszkania był Motozbyt, zaś przez bramę naszą prowadziła droga do fabryki zabawek.
Nie do końca rozumiałem, jako młody chłopiec, po co to miejsce należało opuszczać - zabawki tuż, auta tuż, w pobliży przyfabryczny park.- wszystko, co potrzeba, było.

Do nowego "M" jechało się strasznie długo.
Z początku - linią 82, która kursowała przedziwnie. Kołowała bardzo, kręciła się, aż mnie męczyło (dobrze to pamiętam), by wreszcie wjechać w osiedle doby pionierskiej. Na tej trasie osiągi wykręcały Jelcze. Ikarusów nie pamiętam. A przynajmniej nie kojarzę.
82 jeździło nieczęsto.

Za to często woziło się to i owo w świeże cztery kąty. A to szafkę było trzeba przewieźć. Coś pod remont skołować. Albo inne takie fanty zwieźć z miasta. Czy wreszcie - przez pierwszy czas - pojechać na Widzew Wschód po chleb i mleko. Bo na Olechowie tego z początku nie było.
Już wówczas obiecano nam tramwaje. Za rok. Może dwa. Góra pięć.

W czasach pionierskich liczył się czas. 

Zwłaszcza, gdy było trzeba coś na mieście załatwić na cito, wówczas niezastąpiona była linia pospieszna F.
Literki były zarezerwowane dla linii autobusowych pospiesznych. Było ich kilka, ja pamiętam i kojarzę dwie - "B" oraz " F".

Popularna "efka" łączyła Olechów z Retkinią, przejeżdżała przez całą wuzetke, dowożąc pasażerów w najistotniejsze punkty znajdujące się w centrum Łodzi, w tym na najbardziej chyba ruchliwy przystanek przy Centralu (tak, tak - neony!). Kierowcy tych kursów wykręcali odpowiednie osiągi na węgierskich Ikarusach i pomijali niektóre przystanki mknąć prędko przez miasto. Na samym początku, gdy ulica Zakładowa nie była jeszcze wykończona, autobusy dojeżdżały na osiedle lecąc przez tzw. płytówkę - drogę zbudowana z betonowych płyt. Mimo podskakiwania, dziur i przerw między łączeniami, pospieszne "efki" nie zwalniały tempa. Ani  trochę.

"Efką" jeździło się w ważniejszych sprawach, tak przynajmniej kojarzę. Z Mamą do urzędów, gdzieś, do centrum się jeździło, zawsze w pośpiechu. Od początku miałem więc to dziecinne wrażenie, że to autobus wyjątkowy, ważny. No i kojarzył się z pociągami pospiesznymi. Wydawało mi się to z jakiegoś powodu wówczas poważne, ze autobus przyrównuje się do kolei. PKP.

Z czasem wrażenie wyjątkowości "efki" jakby zmalało, choć miało się z tyłu głowy fakt, ze to światowy autobus. Że jeżdżąc nią wkracza się w poważniejszy świat i załatwia się poważniejsze sprawy.

Że to autobus dorosłych.

Pierwsze samodzielne podróże autobusem linii F, przemianowanym w połowie lat 90-tych na 98, zdarzały się w wczesnej szkole podstawowej. Jeździło się wówczas na basen, który zlokalizowany był przy XXXII LO w Łodzi.(mój późniejszy ogólniak). Z kolegami z klasy w ramach zajęć korekcyjnych pływaliśmy tam raz w tygodniu, bodajże w czwartki. Z osiedla jeździliśmy autobusem, czasem linii 98. Taka rywalizacja wówczas była między nami  - na nieskasowane bilety. Całkiem sporo takich uchowałem (bohater). Brawo, ja (jak mawia się teraz).

Z wiekiem i cele podroży stawały się odleglejsze.
Gdzieś tak od V-VI klasy pojawiły się wypady do widzewskiego McDonalda - tak, to były te czasy, gdzie człowiek umawiał się na poważnie w tej restauracji szybkiej obsługi w cieniu wielkiego sera (wiem, tkaniny), przy boku roześmianego clowna. Oczywiście 98 dowoziło najbliżej do miejsca miłych spotkań. Później, bliżej VII-VIII klasy, dojeżdżało się tą linią już centrum -  do silva rerum, do Empiku, na imprezy plenerowe, do bliskich sobie osób i zdarzeń.
Dojeżdżało się tak, jak ten wyobrażony dorosły widziany oczami dzieciaka. I tak już przez lata.

Lubiłem jeździć 98.

Mimo, że nie był to już od lat autobus pospieszny, to często bił na głowę snujące się równolegle tramwaje linii 8 i 10. I zazwyczaj znajdywało się w nim miejsce stojące/siedzące. A poza godzinami szczytu - przyjemnie było czuć prędkość rozpędzonego pojazdu. Bo miał gdzie sprawdzać swoje możliwości i nadrabiać opóźnienia. No i przez lata łączył sprawnie i zmyślnie  Olechów z wielkim światem, z samym centrum, aż po daleką Retkinię.

Przez te 25 lat świadomości linii F/98 zmieniło się wszystko.
My, pionierzy z tamtych czasów, nie doczekaliśmy się orderów. Ni splendoru prekursorów. Ani nawet dyplomów. Jedyne, co przypomina czas początków, to duży głaz z wmurowaną tablicą pamiątkową usytuowany na jednym ze skwerków na osiedlu.  Za to nasza ziemia niczyja zyskała blasku. Powstało jedno osiedle. Dobudowano drugie. I trzecie. Wreszcie - po remoncie wuzetki - powstało obiecane nam przed laty torowisko.
Torowisko, po którym póki co suną tramwaje starsze, niż to osiedle...
I tylko 98 jest (i będzie) żal.































Łukasz Orzechowski











Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...