poniedziałek, 24 lutego 2014

Tematy trudne. Sytuacje badawcze

W najbliższy czwartek, 27 lutego, o godzinie 17:00, w Oddziale PAN w Łodzi przy ul. Piotrkowskiej 137/139 porozmawiamy o tematach trudnych.
A dokładniej – o tematach trudnych, które towarzyszą pracy badacza – psychologa, socjologa, etnologa.
Punktem wyjścia dla rozważań będzie książka,

TEMATY TRUDNE
SYTUACJE BADAWCZE


(Inga Kuźma red.)

a podyskutujemy m. in. o tabu w badaniach naukowych, konfliktach i napięciach im towarzyszącym, czy pokonywaniu barier poznania, rozumienia i opisu.

Będzie to pierwsze spotkanie, które organizuję w łódzkim PAN-ie. I szczerze liczę, że nie ostatnie.



Serdecznie zapraszam




Tych, którzy nie mają chęci podejmować tematów trudnych,
zachęcam do odwiedzenia Litera Cafe w Łodzi przy ul. Nawrot 7


Również 27 lutego, o godzinie 18:00, odbędzie się tam 
promocja drugiego numeru rocznika

oraz rozmowa

o książce Jerzego Wiśniewskiego











Łukasz Orzechowski 





sobota, 22 lutego 2014

Divide et impera. Największe dyplomatyczne zwycięstwo Putina w XXI wieku?

Minister Sikorki rzucił, że w czasie negocjacji Janukowycz zbladł. Z pewnością nie po raz pierwszy.

Sytuacja na Ukrainie jest dynamiczna. Szalenie dynamiczna. W tym tygodniu była już eskalacja konfliktu, wojna domowa, dymisja prezydenta, odwołanie dymisji prezydenta, porozumienie, a teraz – realna groźba rozpadu. 

Teoretycznie nic nie zaskakuje. Wszystkie ww. czynniki były w jakimś stopniu do przewidzenia. Tylko UE zdawała się być niezorientowana, że kraj pod względem językowym, narodowościowym i politycznym jest bardzo zróżnicowany. Że jest „demokratyczny” na swój sposób też. A i że bratni wschodni sąsiad traktuje Ukrainę jako swoją strefę wpływów. Dziś Unia już wie.

Pod odrzuceniu przez Janukowycza umowy stowarzyszeniowej wszystko się zaczęło. Ale też z dużym prawdopodobieństwem, wszystko mogło się wtedy skończyć. Podpisania umowy rozwiązałoby sprawę. Niepodpisanie, ale i niewprowadzenie ustaw anty obywatelskich nie zaogniłoby konfliktu. Sytuacja nie wymknęłaby się spod kontroli tym, którzy stali za euroentuzjastami, bo szczerze wierzę, że na Ukrainie za każdą akcją stoi jakaś siła wpływów. Niemniej, mogła przyjść już cisza po burzy, jednak Janukowycz wybrał inaczej i sprowadził piekło. 

Z perspektywy uderza brak wyczucia politycznego i obywatelskiego prezydenta Ukrainy. Pewnego sprytu. Nie chodzi o to, że miał działać tak, by wyjść z twarzą, bo na tym mu nie zależy, ale tak, by konkretnie załatwić sprawę i mądrze wybrnąć. 

Mógł zorganizować referendum w sprawie umowy. Zyskałby na czasie, nie straciłby poparcia swoich, a przede wszystkim, mógłby wygrać. 
Mógł też windować warunki stowarzyszenia i odejść od stołu, gdy te nie znalazłyby zrozumienia w oczach UE. 
Mógł też wreszcie ogłosić i wyargumentować, że Rosja dała lepszą propozycję i już. Że jako ojciec narodu bierze to, co lepsze. Taka argumentacja znalazłaby wielkie grono odbiorców, którzy przytaknęliby ze zrozumieniem.


Uderza mnie, że impulsem do działania i decyzji Janukowicza jest myślenie iście sowieckie. Myślenie, które odnajduje inspirację oraz „motywację” w osobie Władimira Putina. Organizacja olimpiady w Soczi pokazała, że jest ono w Rosji ciągle na czasie. I na Ukrainie, jak widać, także.

Janukowycz nieraz mówił, że musi ulegać dużym wpływom – w podtekście rosyjskim. Ta zaś nie raz mówiła, że Ukraina jest w jej strefie wpływów. Do tej pory Putin oddziaływał gazem. Pośrednio i bezpośrednio – politycznie też.

Efekty takiej polityki były marne. Julia w więzieniu, jednak Unia tuż tuż. Janukowycz okazał się być za słaby, by budować sowiecką Ukrainę. Lub nawet – za mądry. 

Teraz była idealna okazja, by zdestabilizować kraj. Przekonanie Janukowicza, by odrzucił umowę, trudne pewnie nie było (miliardy dolarów, gaz...), a musiało wywołać protesty. Ale ich eskalacja mogłaby być mniejsza, gdyby nie przyjęte rozwiązania. A te, są przecież budowane wg schematów rosyjskich i przez Putina inspirowane. Wywołany kryzys zniszczył Janukowicza. 
Przede wszystkim jednak może doprowadzić do podziału kraju. Do przyłączenia wschodu i południa do Rosji. Lub, w przypadku takiego potoczenia się wypadków, w najlepszym wypadku do wyodrębniania drugiej, „niezależnej” Ukrainy. Ta pierwsza pozostałaby słaba gospodarczo, sfrustrowana, odwetowa...

Oczywiście, nie życzę tego Ukrainie. Oczywiście, nie można obstawiać, w obecnych realiach, że tak się wydarzy. Gdyby jednak Krym ogłosił separację, a Partia Regionów przejęła władzę na wschodzie, to wielce prawdopodobny jest taki scenariusz. Wówczas oglądalibyśmy największe dyplomatyczne zwycięstwo Putina w XXI wieku


Procentowy rozkład ludności rosyjskojęzycznej na Ukrainie
Źródło - http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Ruslangsup.PNG






Łukasz Orzechowski 

piątek, 21 lutego 2014

Solidarni z Majdanem. Solidarni z Szewczenko, Banderą, Putinem?

Na Ukrainie wrze. Władze obrały kierunek bez przyszłości. I bez myślenia.
Są ranni, zabici. To jest wojna. Miejmy nadzieję, że wojna, która szybko znajdzie koniec po najnowszych ustaleniach.
Giną ludzie. Moralnym obowiązkiem jest ich wspomóc. Opowiedzieć się po stronie opozycji. Opozycji, która budzi kontrowersje. Wiele jest głosów na jej temat. Wśród nich także i takie, które widzą w narodzie ukraińskim - całym, kontynuatorów ideologii nacjonalistów z UPA.

Wiktor Poliszczuk (badacz ukraińskiego nacjonalizmu, demaskator zbrodni UPA) mawiał, że nie ma zbrodniczych narodów, że są jedynie zbrodnicze ideologie i organizacje.

Nie można generalizować. Tak szeroko uogólniać. 

Jak każdy naród, Ukraińcy z krwi zbrodniarzami nie są, choć część z nich utożsamia się z tradycją i ideologią UPA. Nie brakuje także i takich, którzy w Swobodzie, partii nacjonalistycznej, widzą po prostu realną siłę polityczną zdolną przeciwstawić się Janukowiczowi oraz skłonną do integracji europejskiej. Taką retorykę przyjął Oleg Tiagnibok, co działa. W 2012 Swoboda weszła do parlamentu Ukrainy z dużym, bo 10% poparciem. Trudno oceniać, w którym kierunku ta partia podąży i kogo skonsoliduje. Z pewnością PR nie będzie radykalny. Tylko PR. 

Ślepe popieranie opozycji ukraińskiej przez Polskę jest nierozsądne, zaś rozeznanie nasze tam – naiwne. Wizyta pana Kaczyńskiego, który brylował w tle czarno-czerwonej flagi pod tym względem jest bardzo wymowna. 

Dramatem Ukrainy jest to, że trudno wskazać jednoznacznie siłę, którą popierać. Janukowycz przekroczył wszelkie granice i raczej stracił, niż zyskał. Opozycja proeuropejska, chociażby spod znaku Kliczki, w gruncie rzeczy jest słaba i marnie zorganizowana. Bez lidera, który miałby posłuch. Nie panuje nad Majdanem. W tej słabości mogą wiele zyskać lepiej zorganizowani banderowcy, ale oni rzucają cień na opozycję. Mogą zniechęcić do udzielenia pomocy tym ludziom, którzy nie w imię nacjonalistycznych idei, a wolnościowych, demokratycznych narażają swoje zdrowie i życie. Którym trzeba pomóc. 

Najbardziej z tej sytuacji cieszy się Rosja, która skutecznie podbija wszelkie wątpliwości i dzieli przy tym skórę na niedźwiedziu.

Wczoraj na terenach Uniwersytetu Łódzkiego odbył się wiec poparcia dla protestującej Ukrainy pod hasłem Solidarni z Majdanem. Trochę wzruszających słów. Mrożących relacji z Kijowa zwykłych ludzi.

Odnosząc się do pewnych personifikacji, można by powiedzieć, że Polska powinna prowadzić politykę zagraniczną względem Ukrainy pod hasłem solidarni z Tarasem Szewczenko. Jest to jednak szalenie trudne. Dlatego przypadkiem ociera się o solidarność z Banderą. W końcu, wskutek perturbacji, niechęci różnych, niezorientowania, a może i braku zdecydowania, niechcący może okazać się być solidarna z Putinem, wpychając w jego ramiona Ukrainę. Lub chociaż jej część. 




Solidarni z Majdanem









Łukasz Orzechowski 

sobota, 15 lutego 2014

Soczewka Putina

XXII Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi mają się w najlepsze. Wszystko idzie tak, jak iść powinno. Są igrzyska. Jest zabawa.

Idea igrzysk, oparta na współzawodnictwie, szacunku i pokoju zdaje się rozpływać w tle zmagań niesportowych. Akcji przed, okoliczności różnych, zdarzeń po.

Olimpiada to olbrzymie przedsięwzięcie. Koszty ogromne. Ale to także i nośna arena. Światu można wiele pokazać. Przed, w trakcie i po niemało zarobić. W oczach innych zyskać. Ponoć finansowo jednak – dużo stracić. Trudno o precyzyjny bilans zysków i strat.

W 2008 r. w Pekinie odbyła się letnia olimpiada. O ideałach w tle nie ma co mówić. Świat przekonywał, że organizacja zmagań w kraju takim, jak Chiny, pozytywnie wpłynie na prawa człowieka. Naiwna argumentacja. Koszt organizacji – około 40 mld dolarów. Amerykańskich dolarów.

W 2014 r. mamy olimpiadę w Rosji.
Koszt imprezy szacowano na 12 mld dolarów. Jak wyżej – amerykańskich. A wydano ich z 50 mld. A może i 60. Wpływ na to miała i olbrzymia korupcja. Ale pewnie i niedoszacowanie kosztów inwestycji.

Rosja w swoim stylu podjęła się logistycznie dużego przedsięwzięcia. Co prawda nie zawracała Wołgi kijem, niemniej jednak wszystko to, co było niezbędne na olimpiadę, stawiała od nowa. Mają rozmach. A że po drodze łapówka niejedna poszła, to tez inna sprawa. I niestety, rosyjska także.

Same doniesienia z placu boju też były niepokojące. W oddali groźba zamachów terrorystycznych. Bliżej - brutalne wysiedlanie ludzi spod terenów inwestycyjnych, w większości przypadków bez zapewnienia nowego lokum. Niepłacenie za wykonaną pracę nielegalnie zatrudnianym robotnikom. W tle Putin bezpośrednio nadzorujący prace. Podejście do „obywatela” po prostu carskie. Do tego masowe uśmiercanie psów bezdomnych. Zabawne w końcu niedoróbki architektoniczne, czy malowanie trawników - najmniej są istotne w całej układance.

Ostatecznie olimpiada ma się dobrze. Wychodzi, jak trzeba. Nic się nie zawaliło. Kto miał dojechać, ten dojechał. Z pięciu kółek cztery zadziałały. Niby wszystko ok. Niby.

Rosja chce pokazać się jako państwo, którym faktycznie nie jest. W zamierzeniu Kremla olimpiada ma wiele zmienić. Pokazać kraj jako mocarstwo. Nowoczesne. Przyjazne. Wszechstronne.
A co widzimy? W sumie udane igrzyska. Zmyślną infrastrukturę. Kilka wpadek, choć tych bym nie przeceniał, to drobiazgi.

Niemniej w oczy rzuca się coś, co ukazuje, że Rosja pozostaje takim krajem, jakim była. Coś, co m.in. doprowadziło do upadku Związku Sowieckiego. Coś nienamacalnego, ale bardzo istotnego – sposób myślenia, mentalność, gospodarność.

Obecna Rosja zdaje się niewiele różnić od Rosji sowieckiej. Na wschodzie bez zmian. Pan dogląda i rządzi. „Obywatelami” pomiata. Ci zaś oddani  sprawie mimo niesprawiedliwości, pod warunkiem, że ta sprawa ma ukazać wielkość RossijiDo tego inwestycje tyleż monumentalne, co ekonomicznie – bezsensowne. 

Władimir Władimirowicz Putin nie pokazał w pełni tego, co by chciał. Ukazał jednak wszystko to, co pragnął ukryć, co jest słabością. Sam się pewnie nie spodziewał, że w dzisiejszym świecie monumentalne wrażenie, to za mało. Że bez wiarygodnego tła wizerunkowo niewiele osiągnie.

Ta olimpiada to soczewka, w której skupia się cała Rosja. Soczewka Putina.



XXII Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi - maskotki (znaczki pocztowe)













Łukasz Orzechowski 

poniedziałek, 10 lutego 2014

Salon Ciekawej Książki zyskał Puls

Zupełnie niedawno, po trzeciej edycji Salonu Ciekawej Książki - największych, a przy tym i perspektywicznych targów książki w regionie łódzkim  ubolewałem, że nie został on zintegrowany z Festiwalem Puls Literatury. Imprezy czasowo dzieliło bardzo niewiele. Programowo - jeszcze mniej. Połączenie ich z pewnością przysłużyłoby się obu udanym przecież przedsięwzięciom.

Okazuje się, że IV edycja Salonu Ciekawej Książki będzie połączona z Festiwalem Puls Literatury.


Dwa ogromne wydarzenia czytelnicze, które odbędą się wspólnie w centrum Polski, z pewnością przysłużą się Łodzi. Teraz tylko czekać na efekty wspólnych działań i trzymać kciuki za wszystkich zaangażowanych w projekt(y). Sam też nie mogę już się doczekać. I uczestnictwa. I "roboty" wydawniczej. 


Jest to świetna wiadomość. Będzie rozmach i będzie się działo:)





IV Salon Ciekawej Książki




piątek, 7 lutego 2014

Niezachowanie dostatecznych środków ostrożności przy organizowaniu imprezy masowej

Zawsze wzrusza mnie wysiłek wszelkich służb, które mają to szczęście w nieszczęściu znaleźć się w absurdalnej sytuacji i w tejże absurdalnej sytuacji interweniować.

Kiedyś widziałem dwa radiowozy straży miejskiej ustawione groźnie czołem do przystanku autobusowego. Okazało się, że dwie, jak na moje oko gimnazjalistki, paliły sobie tam beztrosko papieroska. A że tego nie wolno robić, to ktoś zawezwał SM, ta się pojawiła, myślę, że w takiej obstawie przez przypadek. W każdym razie 4 (czterech) dzielnych strażników czyniło swoje czynności operacyjne w asyście groźnych służbowych Fiatów dwóch.

Czytałem niedawno na łódzkiej wyborczej artykuł o chłopakuktóry drapnął z kolektury lotto zdrapki. Pech chciał, że rzucił się w oczy oddziałowi prewencji policji. Sprawcę panowie szybko ujęli. Z pewnością prewencyjnie podziała to na innych zdrapkożerców. Pewnie dlatego, by tak się stało, wyborcza poświęciła temu wydarzeniu artykuł w wydaniu internetowym lokalnym. Pro publico bono.

Myślę, że w obu przypadkach funkcjonariusze czuli się jakoś dziwnie, środki użyte względem zdarzenia, nawet, jeśli niespecjalnie tak wyszło, to wywołują uśmiech na twarzy.

W swoim czasie miałem przyjemność brać udział w takim absurdzie.

Wybrałem się z paczką na wycieczkę rowerową, do łódzkich Łagiewnik. Taki park-las. Kiedy już wracaliśmy do domu, nieopacznie wywaliłem się jak długi.

Zjeżdżając w lesie po kocich łbach straciłem panowanie nad rowerem, co skończyło się efektownym przewrotem przez kierownicę z lądowaniem bez telemarku, na pysk i całą resztę do niego przylegających części ciała. Utrzymywałem, że nic mi nie jest. Spuchnięta dłoń, obita głowa, poharatanie nie wskazywały w moim odczuciu na większy uszczerbek na zdrowiu.

Ruszyliśmy do Łodzi, już samochodami. Rowery sprytnie spakowaliśmy. Tam jednak zawezwaliśmy karetkę, co by mnie zobaczyła i oceniła moją jasność umysłu.

I tu się zaczęło. Mimo skorzystania z nr 112 i precyzyjnego wyjaśnienia sprawy doczekaliśmy się radiowozu policji. Dopiero ci zorganizowali ambulans. W międzyczasie zdążyłem dmuchnąć w alkomat i złożyć zeznania na miejscu. W końcu przyjechała karetka, która mnie jednak zabrała.

Wydawać by się mogło, że to zasadniczo koniec. Że na izbie przyjęć nastąpi ostukanie, wyświetlenie i wysłuchanie, i cześć.

Nic bardziej mylnego. Jako, że panowie policjanci już się pojawili, to musieli dopełnić czynności służbowych. I to wszystkich czynności. Zupełne nieważny był fakt, że gdzieś w Łodzi może na poważnie są potrzebni. Na poważnie, to wzięli moją kraksę.

W czasie, jak mnie badano na izbie przyjęć, to panowie policjanci pojechali do Łagiewnik.

Tam kazali wyładować z bagażnika rower. Robili zdjęcia na miejscu zdarzenia. Mierzyli odległości. Dzwonili do bazy, by ustalić, jaki status miała droga leśna (tak, te kocie łby), po których się poruszałem. Szukali poszlak. 
Profesjonalny full serwis i profesjonalna obsługa wywrotki rowerowej w lesie. 
W międzyczasie dzwonili na izbę przyjęć. Lekarz zrobił wielkie oczy, zapytał tylko, po co żeśmy ich wzywali oraz wyjaśnił, że toczy się tam, w lesie, sąd nade mną.

Jakieś wnioski? Efekty? Ustalenia? 

A i owszem. Panowie chcieli dać mi mandat za niedostosowanie prędkości do warunków jazdy.

Czując absurd sytuacji zażartowali sobie, jak mniemam, że zostanę ukarany jeszcze za niezachowanie dostatecznych środków ostrożności przy organizowaniu imprezy masowej.  



Niezachowanie dostatecznych środków ostrożności przy organizowaniu imprezy masowej












Łukasz Orzechowski 

sobota, 1 lutego 2014

Tożsamość? Tożsamości?

Od zeszłego tygodnia Ministerstwo Zdrowia posiada nową stronę internetową oraz logotyp.

Sprawa wzbudziła wiele kontrowersji. Projekt, księga tożsamości znaku, wdrożenie systemu – miało/ma kosztować około 60 tys. złotych.

Dla jednych dużo, dla innych mało. Wystarczająco jednak, by o tym dyskutować, pisać, ganić, chwalić.

Zupełnie niedawno, bo w maju 2013 r. podobną operację przeprowadziła policja.
Kosztowało to wówczas 20 tys. zł. Do tego miliard PeLeeNów na dostosowanie komisariatów do nowych standardów do końca 2015 r. 
Wydaje się to być sporo dla instytucji, w której pod koniec roku policjanci chętniej pójdą na spacer, niż pojadą samochodem na patrol oraz gdzie zdarzą się jeszcze słuchać postukiwania poczciwych maszyn do pisania.

Jak dotychczas, nie bardzo była szansa, by się opatrzył. Na komisariatach nic nie widać, korespondencji policyjnej nie znam (i dobrze), zaś na stronach internetowych policji istnieją przedziwne wersje odznaki policyjnej. A każda strona inna...

Siłą rzeczy zastanowiło mnie, czy taki sam los podzieli logotyp oraz tożsamość wizualna Ministrostwa Zdrowia. Wydaje się, że nie. Strona www już jest. Druki pewnie rychło będą z firmową pieczęcią. Czekać tylko recept i list kolejkowych z nowym logotypem.

O samym projekcie napisano wiele.


Dyskusja toczy się głównie wokół tego, czy projekt logotypu udany, co sugeruje, do czego nawiązuje. Są to oczywiście ważne kwestie, choć w moim odczuciu, w szerszej perspektywie - nie bazowe.

W określeniu tożsamość wizualna pada ważne słowo – tożsamość
Mądry logotyp jest znakiem, który powinien ją wyrażać. Od czego wychodzimy? Do czego zmierzamy? Co chcemy, co robimy? Są logotypy, które zyskują treść, bo są gdzieś osadzone, mocno kojarzone, stoi za nimi np. długa tradycja. Są i takie, gdzie słowo wyjaśnienia wystarcza, z czymś je wiąże. W każdym razie logotyp mówi wiele o marce. Zawsze. Dbale i niedbale.

Co mówi mi logotyp MZ? Z czymś tam się lekarskim kojarzy. Dopiero w wersji z orzełkiem i z państwem naszym. I tyle.

Zastanawiam się, czy nie powinniśmy wymagać więcej – czy inaczej – rozkładać lepiej priorytety, jeśli już podejmujemy się tworzenia tożsamości wizualnej instytucji państwowych.

Kwestią bazową jest to, że logotypy ministerialne w pierwszej kolejności nie odnoszą się przekonująco do tożsamości wychodząc od państwa.

Większość z resortów posiada WŁASNY logotyp. Nie państwowy, przyjęty jeden wzór, uzupełniony o nazwę danego resortu, tylko WŁASNY. Próżno szukać w nich przemyślanych wspólnych elementów – w najlepszym wypadku towarzyszy im orzełek, i tak w każdym odrobinę inny. Totalne rozproszenie wizualne. I idei, i tożsamości.

Żaden wyraźnie nie mówi, że resort jest instytucją Państwa Polskiego, która dopiero zajmuje się tym i tamtym. Sama zaś różnorodność  znaków między słowami utwierdza w przekonaniu, że nikomu nie zależy na spójności, że nikt o tym nawet nie myśli. Lub sobie z tym nie radzi. Że każdy sobie. Pośrednio przebija tu słabość państwa, które ma problem z wyrażeniem jednej tożsamości. I to wizualnej.



Nowy logotyp Ministerstwa Zdrowia



Nowy logotyp policji







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...