Nieraz niebagatelną rolę w życiu odgrywa przypadek. Czasem właśnie to zbieg okoliczności ma decydujący wpływ na to, co się dzieje, co się wybiera.
W maju, może w czerwcu 2007 roku, jednego gorącego dnia miałem iść z ekipą studencką na wagary. Zamiast na wykład z historii Europy Środkowo- Wschodniej zdecydowaliśmy się pojechać na łódzkie zdrowie. Odpocząć. Wygrzać się. Nabrać sił.
III rok studiów to był czas decyzji. Należało wybrać wówczas seminarium magisterskie na dwa ostatnie lata studiów. Pamiętam tylko, że bardzo chciałem pisać o wschodzie i szukałem tematu, który mógłbym w tych ramach zrealizować.
We wspomnianym wiosennym, gorącym dniu, perspektywa wypadu na zdrowie była pociągająca. Niemniej coś wyjątkowo nie dawało mi wówczas spokoju i w końcu poszedłem na ten wykład. Jak się okazało, nie bez celu.
Na koniec rozważań o historii Europy Środkowo-Wschodniej profesor Albin Głowacki prowadzący zajęcia powiedział, że zgłosił się do niego prezes łódzkiego oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich z prośbą, by zainteresował swoich studentów łódzkimi kresowiakami. Temat mnie zaintrygował, tuż po zajęciach podszedłem do profesora i zapytałem, o co chodzi. Ten mi odpowiedział, że o pamięć, o ocalenie pamięci o ludziach.
Odpowiedź ta, której najmniej się spodziewałam, zrobiła na mnie największe wrażenie. To jeden z tych momentów, gdzie człowiek uświadamia sobie, co tak naprawdę robi i jaki ma to sens.
Sensem pracy historyka jest pamięć. Ocalenie pamięci.
W każdym razie już wtedy wiedziałem, że spotkam się z prezesem Towarzystwa, emerytowanym profesorem Politechniki Łódzkiej, Bolesławem Bolanowskim.
Nasze pierwsze spotkanie odbyło się w kawiarni w Łódzkim Domu Kultury. Rozmowa rzeczowa i na temat. Po pewnym czasie były kolejne. I tak, nieco przypadkiem, zbiegami okoliczności, znalazłem temat mojej rozprawy magisterskiej
Był to dla mnie czas wyjątkowy. Poznałam ludzi niezwykłych, bardzo serdecznych, niestety też, w wielu przypadkach – bardzo pokrzywdzonych przez los. Z większością przeprowadzałem wywiady. Zdobywałem zaufanie. Nieraz pokorniałem.
Z drugiej strony porządkowałem i archiwizowałem wszelkie dokumenty związane z działalnością Towarzystwa. Wiele mówiły o historii i poczynaniach Kresowiaków w Łodzi, budowały szkielet opowieści snutej przez nich, dopowiadały szczegóły, pamiętały to, co pamięci ludzkiej umykało.
Z tych prac wyłonił się obraz ciekawy. Dokumentujący drogi kresowiaków do Łodzi, ich tu przyjęcie po wojnie oraz formalną działalność po 1989 r. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że niektóre historie obroniłyby się jako pierwowzór do przyzwoitego scenariusza filmowego.
Życie to jednak nie film. W tym sensie, że były to historie prawdziwe.
To, co mnie urzekało, to siła. I radość życia ludzi, którzy w swoim czasie mieli pełne prawo stracić wszelką nadzieję. Było to na swój sposób zawstydzające. Nie wszyscy oczywiście, ale wielu z Kresowiaków przejawiało większą energię życiową, niż obecne zmęczone pokolenia. Kwestia doświadczeń? Typ człowieka z Kresów? Może olbrzymi dystans do trosk i błahostek. Nie wiem.
Pracę magisterską obroniłem w 2009 r. Szczęśliwy, tym bardziej że fakt ten zbiegł się z okrągłą 20. rocznicą działalności Towarzystwa. Po obronie na Uniwersytecie w ramach jubileuszu odbyła się uroczysta prezentacja pracy w ŁDK-u, gdzie Kresowiacy się spotykali. I spotykają – do dziś.
Obecnie przypada 25-lecie istnienia Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Łodzi. W marcu 1989 r. odbyło się pierwsze zebranie – założycielskie, 20 kwietnia organizacja została zarejestrowana w Urzędzie Miasta Łodzi, a 19 maja odbyło się walne zebranie. Mimo że czas tak szybko ucieka, to historia łódzkich kresowiaków jeszcze trwa.
Piszę o tym z tym większą radością, ponieważ z perspektywy tych 5 lat wyglądać to mogło przeróżnie.
Te 5 lat przemijania pokazało mi także, jak wielką wartość miały słowa profesora Albina Głowackiego wypowiedziane po pamiętnym wykładzie, że chodzi o pamięć. O ocalenie pamięci o ludziach.
Skrót mojej pracy magisterskiej ukazał się w Roczniku Łódzkim, t. 58, 2011, ss. 187-204.
Więcej o łódzkich kresowiakach: www.lotmlikpw.strefa.pl
W maju, może w czerwcu 2007 roku, jednego gorącego dnia miałem iść z ekipą studencką na wagary. Zamiast na wykład z historii Europy Środkowo- Wschodniej zdecydowaliśmy się pojechać na łódzkie zdrowie. Odpocząć. Wygrzać się. Nabrać sił.
III rok studiów to był czas decyzji. Należało wybrać wówczas seminarium magisterskie na dwa ostatnie lata studiów. Pamiętam tylko, że bardzo chciałem pisać o wschodzie i szukałem tematu, który mógłbym w tych ramach zrealizować.
We wspomnianym wiosennym, gorącym dniu, perspektywa wypadu na zdrowie była pociągająca. Niemniej coś wyjątkowo nie dawało mi wówczas spokoju i w końcu poszedłem na ten wykład. Jak się okazało, nie bez celu.
Na koniec rozważań o historii Europy Środkowo-Wschodniej profesor Albin Głowacki prowadzący zajęcia powiedział, że zgłosił się do niego prezes łódzkiego oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich z prośbą, by zainteresował swoich studentów łódzkimi kresowiakami. Temat mnie zaintrygował, tuż po zajęciach podszedłem do profesora i zapytałem, o co chodzi. Ten mi odpowiedział, że o pamięć, o ocalenie pamięci o ludziach.
Odpowiedź ta, której najmniej się spodziewałam, zrobiła na mnie największe wrażenie. To jeden z tych momentów, gdzie człowiek uświadamia sobie, co tak naprawdę robi i jaki ma to sens.
Sensem pracy historyka jest pamięć. Ocalenie pamięci.
W każdym razie już wtedy wiedziałem, że spotkam się z prezesem Towarzystwa, emerytowanym profesorem Politechniki Łódzkiej, Bolesławem Bolanowskim.
Nasze pierwsze spotkanie odbyło się w kawiarni w Łódzkim Domu Kultury. Rozmowa rzeczowa i na temat. Po pewnym czasie były kolejne. I tak, nieco przypadkiem, zbiegami okoliczności, znalazłem temat mojej rozprawy magisterskiej
Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Łodzi w latach 1989–2009 oraz promotora tej pracy – profesora Albina Głowackiego.
Prace z Towarzystwem, o którym już wspominałem, rozpocząłem możliwie szybko, jeszcze w wakacje 2007 r. Zakupiłem leciwy dyktafon, na kasety i przystąpiłem do zbierania materiałów. A należało się spieszyć, bo czas ostateczny naglił. Większość Kresowiaków była już w wieku bardzo zaawansowanym.Był to dla mnie czas wyjątkowy. Poznałam ludzi niezwykłych, bardzo serdecznych, niestety też, w wielu przypadkach – bardzo pokrzywdzonych przez los. Z większością przeprowadzałem wywiady. Zdobywałem zaufanie. Nieraz pokorniałem.
Z drugiej strony porządkowałem i archiwizowałem wszelkie dokumenty związane z działalnością Towarzystwa. Wiele mówiły o historii i poczynaniach Kresowiaków w Łodzi, budowały szkielet opowieści snutej przez nich, dopowiadały szczegóły, pamiętały to, co pamięci ludzkiej umykało.
Z tych prac wyłonił się obraz ciekawy. Dokumentujący drogi kresowiaków do Łodzi, ich tu przyjęcie po wojnie oraz formalną działalność po 1989 r. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że niektóre historie obroniłyby się jako pierwowzór do przyzwoitego scenariusza filmowego.
Życie to jednak nie film. W tym sensie, że były to historie prawdziwe.
To, co mnie urzekało, to siła. I radość życia ludzi, którzy w swoim czasie mieli pełne prawo stracić wszelką nadzieję. Było to na swój sposób zawstydzające. Nie wszyscy oczywiście, ale wielu z Kresowiaków przejawiało większą energię życiową, niż obecne zmęczone pokolenia. Kwestia doświadczeń? Typ człowieka z Kresów? Może olbrzymi dystans do trosk i błahostek. Nie wiem.
Pracę magisterską obroniłem w 2009 r. Szczęśliwy, tym bardziej że fakt ten zbiegł się z okrągłą 20. rocznicą działalności Towarzystwa. Po obronie na Uniwersytecie w ramach jubileuszu odbyła się uroczysta prezentacja pracy w ŁDK-u, gdzie Kresowiacy się spotykali. I spotykają – do dziś.
Obecnie przypada 25-lecie istnienia Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Łodzi. W marcu 1989 r. odbyło się pierwsze zebranie – założycielskie, 20 kwietnia organizacja została zarejestrowana w Urzędzie Miasta Łodzi, a 19 maja odbyło się walne zebranie. Mimo że czas tak szybko ucieka, to historia łódzkich kresowiaków jeszcze trwa.
Piszę o tym z tym większą radością, ponieważ z perspektywy tych 5 lat wyglądać to mogło przeróżnie.
Te 5 lat przemijania pokazało mi także, jak wielką wartość miały słowa profesora Albina Głowackiego wypowiedziane po pamiętnym wykładzie, że chodzi o pamięć. O ocalenie pamięci o ludziach.
Skrót mojej pracy magisterskiej ukazał się w Roczniku Łódzkim, t. 58, 2011, ss. 187-204.
Więcej o łódzkich kresowiakach: www.lotmlikpw.strefa.pl